Katuj, tratuj – czyli trudna miłość w moim domu.

Czasem zastanawiam się, dlaczego to sobie robimy.

Inaczej: dlaczego ja to sobie robię? Z jakiego powodu, komu chcę coś udowodnić? Komu chcę zrobić dobrze, komu chcę się postawić, na kim zrobić wrażenie? Dlaczego nie radosne poranki i wieczory pełne sączenia energetyzujących drinków z palemką? Dlaczego nie kolor, radość, optymizm, nadzieja oraz wysyłania sobie i światu Eksperymentalnego Sygnału Dobra?

Dlaczego zamiast tego spędzam dni pozwalając poniewierać sobą jak szmatą do podłogi, w świecie, gdzie brud, smród i ubóstwo, kłamstwo i rozpacz? Czemu słowa są tak cierpkie, trafiają w samo sedno, wdzierając się głęboko we mnie, rozszarpując po drodze dobre samopoczucie? Dlaczego każdy dzień po TYM jest taki sam, wypełniony kaskadą myśli, gdy nie mogę się oderwać psychicznie. Kiedy czuję, że jestem jak zamknięta w klatce własnych dzikich, rozpaczliwych emocji. Mówię sobie, że już dość, wystarczy, nigdy więcej. A potem niczym narkoman wracam, raz za razem, po więcej.

Dlaczego, do cholery, czytam trudne książki?

Jest to rodzaj czytelniczego paradoksu. Z jednej strony lektur każdej jednej wywołuje u mnie odruch ucieczki, spieprzania ze świata tak nieprzyjemnego, uwierającego jak to tylko możliwe. Z drugiej zaś – właśnie takich książek w moim księgozbiorze najwięcej. I chyba nie tylko w moim. Nominowane do tegorocznej Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki to reporterska śmietanka, wśród której znajdziemy

„Zamknięta społeczność żyje według własnych praw, zjednoczona ponurą tajemnicą. Od wielu pokoleń gwałty na dziewczynkach i kobietach są tu normą. Ofiary żyją ze swoją traumą w milczeniu. Prawda wychodzi na jaw dopiero w 2004 roku podczas procesu sądowego. Na obcych patrzą na wyspie spode łba, dziennikarzy traktują z jawną wrogością. Wasielewski dostał się na Pitcairn, podając się za antropologa. Zobaczył piekło, zło w czystej postaci”.

lub też

„Opowieść o szwedzkim antysemityzmie, o oficjalnym stanowisku rządu i wpływowych środowisk w sprawie żydowskiej imigracji w czasie wojny, o działaniu szwedzkiej nazistowskiej partii, łączy się z dziejami dwóch chłopców. Ottona i jego przyjaciela Ingvara – szwedzkiego faszysty, przyszłego założyciela firmy Ikea. A także o funkcjonowaniu pamięci indywidualnej i zbiorowej, o wyparciu i mitologizowaniu dziejów narodowych.”

Podczas odpowiedzi na pytania z Liebster Blog Award zastanawiałam się długo nad swoimi Wielkimi Bukami. Na pytanie o najważniejszą, najwspanialszą umysł milczał, podrzucał za to wiele przykładów niezwykłych, wspaniałych książek, których jednak nie chcę czytać chwilowo po raz wtóry. Ostatnia lektura pozostawił po sobie zbyt wielkie ślady.

Jaka może być przyczyna tego, że książki – czy to reportaże, czy też powieści, czy nawet poezje (patrz niezwykłą, choć na pewno nieoptymistyczną poezję Sylvii Plath) trudne, o emocjonalnym, smutnym, nienastrajającym pozytywnie przekazie stanowią taką „grzeszną przyjemność”?

Autor zdjęcia: Dennis Bautista

Autor zdjęcia: Dennis Bautista

Musierowicz twierdzi, że smutną książkę każdy potrafi napisać, natomiast książkę o pozytywnym przekazie POMIMO trudności jest już dużo trudniej. Ma kobieta rację. Ja jednak uważam, że napisać DOBRĄ książkę o trudach życia bez popadania w patos, tanie chwyty i granie na najniższych instynktach jest niezmiernie ciężko.

Dobra, trudna książka uwodzi więc nie tylko tematyką ale przede wszystkim plastycznością języka, który pozwala na oddanie niewesołego położenia bohaterów.  Języka, który ujmie spektrum emocji bez niepotrzebnego bełkotu.  To trochę tak jak z muzyką. Można pójść na łatwiznę w wyjące chórki, płaczącą gitarę, żeby słuchać przypadkiem nie zapomniał pochlipać żałośnie. A można posłużyć się pianinem i dodatkiem w postaci skrzypiec i stworzyć coś takiego, że jedyną słuszną reakcją na odsłuchanie jest zawinięcie się w koc w stanie całkowitego odrętwienia. Trzeba naprawdę świetnie pisać, żeby podołać temu wyzwaniu. W trudnych książkach umiejętność operowania tworzywem (a w reportażach dodatkowo „operowania” żywym człowiekiem, który jest bohaterem tekstu) widoczna jest jak na dłoni. A kto nie lubi czytać dobrze napisanych książek?

lie-down-try-not-to-cry-cry-a-lot

Druga przyczyna (po wyłuskaniu talentu pisarskiego i świetnego operowania piórem) to zapewne potrzeba poczucia, że moje życie wcale nie jest takie złe. Albo na zasadzie potwierdzenia („Uff…nie jestem w tak ciemnej dupie jak myślałam”) albo silnego potrząśnięcia („Problemy na studiach? Naprawdę? Powiedz to uciekinierom z koreańskich obozów pracy”). Czujemy się lepiej wiedząc, że to, co przeżywamy nie muska nawet tafli jeziora pod nazwą „Prawdziwe Przechlapane w Życiu”. To taki trochę uspokajacz i kopniak w zadek jednocześnie.

A trzecia to chyba to, o czym wspominał Arystoteles. Katharsis. Człowiek taki jak ja (ale jednak nie ja) przeżywa tragizm swej egzystencji. Przeżywam i ja, a przez aktywowanie wewnętrznych mechanizmów rozpaczy (wg. Arystotelesa chodzi o odczuwanie litości i trwogi, ale co on tam wiedział o tragedii) dokonuję oczyszczenia. Znaczy to: stwierdzam, że to była absolutnie okrutna, niemożliwa do przetrwania książka, ale jej przesłanie przewyższa ból istnienia, który odczuwam. W ogólnym rozrachunku: warto było.

To jest dopiero masochizm.

W razie potrzeby przeżycia oczyszczenia polecam: Swietłanę Aleksijewicz i jej „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” czy kolejne „Ostatni świadkowie” lub też „Czarnobylska modlitwa”. Aleksijewicz w swoich reportażach nie występuje. Tam są wyłącznie bohaterowie, szukający po latach ujścia dla dramatu, który nakreślił ich życie.

Wspaniałym wyborem będzie również „Opowieść wdowy” Joyce Carol Oates, autobiograficzna opowieść o zmaganiu się ze śmiercią męża. Niesamowity stan pogłębionego wglądu pozwala na tak dokładny, że aż bolesny opis życia po życiu, które zniknęło.

„Droga” Cormaca McCarthy. Nie czytałam książki, oglądałam film – wystarczyło. Po recenzję odsyłam na Qlturoom, ale kiedy chcesz sięgnąć po coś, z czego wieje beznadziejnością, brakiem perspektyw, szans, gdzie bohaterowie są skazani na porażkę chociaż walczą ostatkiem sił – bierz w ciemno.

Jeżeli książka nosi tytuł „Dzisiaj narysujemy śmierć”, „Jakbyś jadła kamień” albo „Bolało jeszcze bardziej” – nawet się nie zastanawiaj. To jest właśnie TO. Naznaczenie cierpieniem czeka, a przy okazji spotkasz się z bardzo dobrym reportażem.

Początek „Braci Lwie Serce”. Czy jestem jedyną osobą, która nie mogła zdzierżyć sytuacji, w której znalazła się matka głównych bohaterów? Której zmarło dwóch synów, jeden po drugim? Która została SAMA? Lindgren, byłaś złą osobą.

Jak myślicie, dlaczego lubimy czytać trudne książki i  oglądać takie filmy? Jakie tytuły dopisalibyście do mojej listy?

A w ogóle to Mark Darcy nie żyje. No jak tak można, po tylu latach czekania...

A w ogóle to Mark Darcy nie żyje. No jak tak można, po tylu latach czekania na kolejną część „Bridget Jones”…
Źródło: Tumblr

 

Inspiracją do tekstu była zapowiedź najnowszej recenzji Bombeletty – „2666″ Roberto Bolano, która dodatkowo przypomniała mi sprawę Ciudad Juarez: miasta – mordercy kobiet. Recenzję polecam, zaś głodnych wiedzy posiadaczy stalowych nerwów odsyłam do pierwszych rozdziałów „Czarnej księgi kobiet” – kolejnej wybornej lektury, przy której mam ochotę gryźć i kopać.

5 replies

  1. Mam coś dla Ciebie (akurat moim dzisiejszym tekstem wpisałam się w Twoje pytanie) – „2666” Bolano 😀 Wyszłam posiniaczona, literacko napadnięta… Powieść siada na plecy (jak Shutter) i nie chce zejść – mój nowy Duży Buk 🙂

      • Ooo! Dziękuję :* A ja muszę zdobyć „Czarną Księgę Kobiet” 🙂 I pod recenzją podlinkowałam również do Ciebie 😀

        P.S. Nic w ogóle nie mów o Joyce Carol Oates – niedawno pisałam dla Gildii tekst o „Sourland” (niedługo pojawi się na Buku) – najboleśniejszy zbiór opowiadań, jakie kiedykolwiek czytałam o_O

      • Dziękuję bardzo ;* „Czarną księgę” jeszcze niedawno widziałam w Empiku/Matrasie na sporej przecenie, bo jest to buk duży acz nie najtańszy (coś koło 60zł). Tego się nie da czytać spokojnie będąc kobietą, po prostu jest to niemożliwe.

        Muszę zerknąć na te jej opowiadania w takim razie. A czy czytałaś „Moja siostra, moja miłość”? W ogóle tak sobie teraz myślę, że trudne książki to katharsis nie tylko dla czytelnika, ale też dla autora. Żadne moje opowiadanie nie cieszyło się taką popularnością/nie dało mi takiej satysfakcji wewnętrznej jak to z gatunku „czas umierać, ale jeszcze wcześniej trochę pocierpimy” 😉

Dodaj odpowiedź do Anna Maria Kramarz Anuluj pisanie odpowiedzi